„Czas odnaleziony” Krzysztof Klimek
Czas: 15:00 sobota 7.07.2018
Miejsce: Oficyna sztuki Muzeum Gorzelnictwa
adres Gorzanów ul. Podzamcze 12a
Prezentowany zbiór obrazów pochodzi z ostatnich lat, kiedy głównym moim działaniem było „łowienie” tematów do obrazów. „Jazda na motyw”- jak to określił kiedyś podczas rozmowy Marek Chlanda, za które to określenie chciałbym mu serdecznie podziękować- zawiera w sobie determinację wykonania roboty, jak i jakiejś wariackiej wyprawy, przygody na którą się czeka, a zwykła chęć namalowania widoku z zasady prowokuje cały ciąg zdarzeń o nie do końca przewidywalnym przebiegu. Odbywało się to o każdej porze roku. Było wynikiem uprzednio poczynionych obserwacji przy okazji różnych podróży lub też przewidywania, gdzie można znaleźć odpowiedni motyw. Nie planowałem pracy, której efekt zmierzałby do zamkniętego cyklu obrazów skupionych na konkretnym temacie. Ich powstawanie porównałbym do czegoś, co zwykle towarzyszy prozaicznemu życiu, może nawet jest jego produktem ubocznym.
Temat obrazu znajduję na kilka sposobów. Można podzielić te motywacje na dwie grupy: na zewnętrzną i wewnętrzną.
Motywacja zewnętrzna zmierza do zanotowania już rozpoznanego widoku, który gdzieś zobaczyłem przy jakieś okazji np. naprawy u mechanika samochodowego czy wizyt u znajomych. Motywacja którą nazywam wewnętrzną, często ma miejsce w okresach przełomu pór roku, gdy pojawia się nowa dekoracja w przyrodzie. Towarzyszy temu inne oddziaływanie duchowe, inne funkcjonowanie organizmu. Wtedy jadę z chęcią malowania w określony sposób, a temat ma za zadanie dostarczyć materialnej konstrukcji temu wewnętrznemu pragnieniu. Wielokrotnie motywacje do pracy są jednak bardziej skomplikowane. Podejmuję czasami decyzję o ujęciu takich motywów, które są już tak niepozorne i tak nijakie, iż sam zadaję sobie pytanie czy warto w ogóle je malować. Postępuję czasami celowo na przekór swoim naturalnym skłonnościom i swoim przyzwyczajeniom myślowym, ignorując atrakcyjne wizualnie widoki, na rzecz tych, które są zawsze tłem wydarzeń, te które widzimy miliony razy, oswojone tak dla naszej percepcji, że stają się niewidzialne. Decyzja rozstawienia sztalugi przed takim tematem jest dla mnie wyzwaniem.
Zadaję sobie wtedy pytanie: „Co można z tego wycisnąć”?
Przystępuję szybko do malowania, jeżeli widzę jakąś szansę na zrobienie obrazu. Czasami również maluję coś takiego, gdy nie wiem jak to namalować, ale bardzo mi zależy, żeby przekonać się jak to wyjdzie. Pracuję żywiołowo. Muszę brać pod uwagę zapadający zmierzch, ograniczenia własnych sił, pogodę, wiatr, owady. Nie korzystam ze zdjęć. Na fotografii nie mogę zobaczyć tego, co widzę bezpośrednio okiem. Nie planuję specjalnych cykli czy serii obrazów. Lubię odwiedzać miejsca gdzie malowałem wcześniej. Często udaje mi się znaleźć coś świeżego w tym samym miejscu. Z biegiem czasu obrazy z tych samych okolic układają się w serię. Czasami jadę samochodem w nieznane miejsca od których oczekuję, że znajdę tam to COŚ.
Kiedyś opowiadałem pewnemu lekarzowi, który lubi artystów, o swojej robocie. Opowiadałem jak to jest podczas malowania w terenie. Kiedy cały świat i jego atrakcje przestają się liczyć. Malowanie w pracowni jest zupełnie inną działalnością. Tam można pozwolić sobie na dystans wobec obrazu, zrobić sobie herbatę, popatrzyć, pomyśleć. Mamy to dyspozycji różne narzędzia, można sobie pomóc na wiele sposobów. Czas wtedy nie goni. Gdy w terenie identyfikuję się z motywem, choćby najskromniejszym, takim niczym, to takie „nic” wypełnia całe jestestwo. Nie ma już miejsca na coś dodatkowego, na niepokoje, że to się nie udało, że tamto trzeba zrobić, że ktoś coś chce. Przestaje istnieć ta zewnętrzna warstwa racjonalności zasłaniająca sobą te ciche pokłady duszy, które teraz mogą się ujawnić gdy świadomość jest zajęta gorączkową pracą, podejmuje natychmiastowe decyzje co zrobić, jak uzyskać zamierzone rezultaty, a czasami udaje się zrobić coś niezamierzonego „trafionego w dziesiątkę”, bo została wykorzystana jakaś szansa. W ten sposób zostaje uruchomiona pewna inteligencja, a może i mądrość, przewyższająca tę naszą codzienną, kalkującą i przyziemną racjonalność. To ciche „Coś” przepełnia myśli, emocje, całą robotę i zostawia jakiś ledwo widoczny ślad, który jednak zostaje zauważony przez pewną grupę obserwatorów. Podczas pracy w terenie nie istnieje głód, ani pragnienie, komary już nie gryzą, a palce już nie drętwieją z zimna. Zamieniam się w to, co maluję. Farba jest jak rozgrzana lawa, reaguje gdy się ją dotyka, układa się łatwo, a czasami trudno ją pokonać, aby ułożyła się odpowiednio do zamysłu. Wchodzę w stan zapomnienia o sobie. Jerzy Nowosielski, mój profesor z Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, nazywał to „jogą”. Ten stan przeradza się momentami w wielką euforię i jest znany malarzom o pewnych inklinacjach. Nie ma przeszłości, ani przyszłości. Jest tylko to TU i TERAZ. To jest to, co mnie wygania z pracowni i każe się ciągle szukać.
Lekarz wysłuchał mnie i zadał pytanie:
- Czy pamięta Pan jak Bóg kazał się nazywać w Starym Testamencie?
Krzysztof Klimek
1962 – urodzony w Krakowie
1982 – 1988 studia w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie w pracowni Jerzego Nowosielskiego
1988 – 1992 prowadzenie galerii QQ (wraz z Łukaszem Guzkiem i Cezarym Woźniakiem)
1993 – kurator wystawy „Współrzędne 19° 57,6′ E + 50° 3,9′ N ”
(we współpracy z Jarosławem Suchanem)
1994 – 1995 stypendium fundacji Pro Helvetia, La Chaux-de-Fonds, Szwajcaria
2002 – członek Stowarzyszenia Artystycznego Otwarta Pracownia
2007 – organizator Pierwszego Międzynarodowego Pleneru w Łukęcinie
Żyje i pracuje w Krakowie